Optymalizacja kosztów zużycia energii w firmie
Współczesna energetyka zaczyna przypominać rozpędzające się Pendolino, z tym zastrzeżeniem, że tu przynajmniej znana jest stacja docelowa i pewność, że pociąg się zatrzyma. A w energetyce wszyscy się dzisiaj głowią nad tym, gdzie znajdziemy się za 3-5 czy 10 lat i jak wygląda stacja docelowa.
Mniej więcej do przełomu lat 2017/2018 energia elektryczna większości z państwa kojarzyła się z przykrą koniecznością płacenia za rachunek i możliwością negocjowania stawek, jeżeli miało się odrobinę szczęścia, to w atmosferze wzajemnego zrozumienia interesów i miłej pogawędki. Ta sielankowa idylla wraz z nastaniem 2018 r. zamieniła się w horror, chodź dla różnych uczestników rynku z różnym skutkiem w czasie. Najszybciej skutki drastycznego wzrostu uprawnień do emisji CO2 zaczęli odczuwać klienci z cenami indeksowanymi do giełdy oraz ci, którym kontrakty zaczęły kończyć się w pierwszym czy drugim kwartale 2018 r.
Później przyszły kolejne miesiące wzrostu cen uprawnień emisji CO2 i dalsza podwyżka cen, dla pozostałych grup klientów. W tzw. międzyczasie upadła jedna z największych prywatnych firm energetycznych, pozostawiając swoich klientów samym sobie, tzn. klienci znaleźli się na sprzedaży rezerwowej, płacąc często 2, a nawet 3 razy wyższe stawki niż średnia rynkowa.
Całość tych działań obudziła niejednego klienta, że coś się dzieje niedobrego i coś należy zrobić. Niczym wybudzony ze snu niedźwiedź, jeszcze nieco ospały przebudził się rząd, chcąc ratować sytuację, co finalnie doprowadziło do słynnej już ustawy z 28 grudnia 2018 r. o zamrożeniu cen energii. I niby wszystko powinno było wrócić do normy, gdyby nie jeden drobny szczegół... pieniędzy starczyło na jeden rok, więc sytuacja nie mogła się „zamrozić” na wieczność.
Wykorzystałeś swój limit bezpłatnych treści
Pozostałe 82% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników portalu. Zaloguj się, wybierz plan abonamentowy albo kup dostęp do artykułu/dokumentu.